Drodzy Czytelnicy strony internetowej Bractwa Młodzieży Prawosławnej w Polsce! Z okazji zbliżającej się 45. rocznicy powołania do życia BMP Waszej uwadze proponujemy cykl krótkich tekstów, mających przybliżyć historię naszej organizacji. Ich podstawę stanowić będą wywiady z założycielami i pierwszymi członkami Bractwa przeprowadzone w ramach prac nad powstającym właśnie albumem jubileuszowym, materiały z naszego archiwum oraz, będąca jedynym dotychczas opracowaniem poświęconym naszej historii, książka Jarosława Charkiewicza – “Bractwo Młodzieży Prawosławnej w Polsce: statystyczno-historyczny zarys działalności organizacji w latach 1980-1994” (Białystok, 1995). Każdy z tekstów opatrzony będzie archiwalnymi fotografiami, udostępnionymi przez byłych działaczy Bractwa na potrzeby albumu. Życzymy przyjemnej i owocnej lektury!
***

Początek lat 80. XX w., kiedy Bractwo Młodzieży Prawosławnej zaczynało swoją działalność, był okresem szczególnie silnych napięć społeczno-politycznych w Polsce. Tzw. karnawał “Solidarności”, a później – obowiązujący na terenie całego kraju stan wojenny sprawiły, że służby bezpieczeństwa z wyjątkowym zainteresowaniem śledziły aktywność wszystkich organizacji pozostających poza oficjalnym, rządowym nurtem. Ze szczególną gorliwością przyglądano się działaniom organizacji religijnych, do których niewątpliwie należało Bractwo. Ówczesną młodzież przepełniała ekscytacja i poczucie własnej siły wynikające z tego, że po raz pierwszy młodzi prawosławni zaczęli stanowić zorganizowaną jedność. Te pozytywne nastroje bez wątpienia wpływały na fakt, że niewielu z nich zdawało sobie sprawę z realnego zagrożenia grożącego im w wypadku, gdyby działalność Bractwa została uznana przez służby za zagrożenie dla porządku i bezpieczeństwa państwa. Powagę sytuacji, w której znajdowali się pierwsi członkowie Bractwa, odczuwał opiekun grupy warszawskiej, doktor Jan Anchimiuk. W wypowiedziach wielu uczestników tamtych wydarzeń przewijają się wspomnienia momentów szczególnego zaniepokojenia o losy młodzieży, kiedy późniejszy władyka Jeremiasz dawał upust swoim obawom – tuż przed podjęciem decyzji o powołaniu Bractwa Młodziezy Prawosławnej podczas II Paschalnej Pielgrzymki na Świętą Górę Grabarkę w 1981 r., albo w trakcie tworzenia statutu organizacji i dyskusji nad tym, jaką nazwę powinna ona przyjąć. Wówczas Doktor powierzał swoje przemyślenia najstarszym i najbardziej doświadczonym członkom Bractwa, uzmysławiając im możliwe negatywne konsekwencje prowadzonej przez nich działalności na niwie cerkiewnej. Nie ulega jednak wątpliwości, że troska o młodzież towarzyszyła mu cały czas, czuł się odpowiedzialny za młodych ludzi, których mu powierzono oraz za powstający na jego oczach prawosławny ruch młodzieżowy, którego był inicjatorem.

Obawy żywione przez władykę Jeremiasza w większości się nie sprawdziły, doszło jednak do jednego poważnego incydentu. We Wrocławiu służba bezpieczeństwa zatrzymała tamtejszą organizatorkę komórki Bractwa – Irenę Dudycz. Już na pierwszych spotkaniach wrocławskiej młodzieży pojawił się nikomu nie znany młody człowiek, prawdopodobnie przedstawiciel służb. Zapytany o to, czy jest prawosławny, udzielił pokrętnej odpowiedzi, po czym nigdy więcej nie pojawił się na spotkaniach Bractwa. Mogłoby wydawać się, że na tym inwigilacja prawosławnej młodzieży skończyła się. Niestety, jakiś czas później Irena Dudycz otrzymała wezwanie do Urzędu Bezpieczeństwa. Jak później miało się okazać, pisano na nią donosy. W ostatnim tygodniu Wielkiego Postu w 1983 r. funkcjonariusze służby bezpieczeństwa przeprowadzili w jej domu rewizję, poszukując nielegalnych wydawnictw. Nie znalazłszy żadnych kontrowersyjnych materiałów, przewieźli ją do aresztu, gdzie spędziła kolejne dwie noce. Dopiero w wyniku interwencji metropolity Bazylego (Doroszkiewicza) została wypuszczona, zaś wszelkie dalsze działania inwigilacyjne wobec Bractwa zawieszono.

Sama bohaterka tamtych wydarzeń wspomina je tak:

Jest to bardzo trudny temat, a i osobiście dla mnie bardzo bolesny. O tym, że duchowni są inwigilowani, wiedziałam już wcześniej. Pamiętam taką sytuację, że będąc na lekcji religii u władyki Aleksego, w trakcie zajęć przyszedł pewien pan, nie wiedziałam kim on jest, myślałam, że to po prostu zwykły wierzący człowiek, który przyszedł poradzić się z prywatną sprawą. Dalej władyka wyszedł z nim odbyć krótką rozmowę, a po powrocie bardzo zmarkotniał. Przeprosił mnie, że musimy skończyć lekcję, ponieważ ma gościa, którego musi przyjąć. Wstałam więc i pokornie wyszłam. Wydawało mi się, że ja tę twarz tajemniczego gościa znałam. On chodził do nas do cerkwi, brał udział w nabożeństwach, nawet podchodził całować ikony, byłam przekonana, że to jeden z naszych parafian. Jak potem się okazało – pozornie. Na kolejnych zajęciach dowiedziałam się, że jest to opiekun władyki, który stale go nadzoruje. Tak więc tak, były to trudne czasy, czasy strachu, manipulacji, lęku przed tym, co będzie dalej. Czy inicjatywa, której się podejmiesz nie sprowadzi na ciebie i twoją rodzinę jeszcze większych nieszczęść. To były przykre historie, które miały ciąg dalszy. Miałam przyjemność być aresztowana i zamknięta, jak twierdzili, tylko w celu złożenia wyjaśnień, za to, że działałam zrzeszając prawosławną młodzież dla Cerkwi i stale byłam przy Cerkwi, wtedy poczułam złożoność tych czasów, trudności jakie

miałam do przezwyciężenia, ale i wielką pewność, że tym bardziej muszę kontynuować to co zaczęłam. Sama potem dostąpiłam, mówiąc kolokwialnie, tegozaszczytu bycia dopatrywaną. Nachodzili mnie w trakcie pracy, śledzili moje poczynania, mundurowy potrafił wejść i wręczyć mi przy całym zespole wezwanie na przesłuchania. Aż w końcu pewnego razu, to było w tygodniu przed palmową niedzielą, wróciłam późną porą z pracy, nagle rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Zapytałam ,,kto tam?’’ – ,,swój!”. Jako że w moim domu przez dłuższy czas gościłam różnych młodych prawosławnych osób, myślałam, że i tym razem jedna z nich przyszła mnie odwiedzić. Nic bardziej mylnego, jak się potem okazało, byli to funkcjonariusze, którzy przyszli by przeszukać mój dom i zabrać mnie na komendę. Były to czasy, w których ciężko było o podstawowe produkty w sklepach, po tym całym zajściu proponowano mi, że jeśli potrzebowalibyśmy coś w tej naszej organizacji, jakieś namioty, śpiwory, to można się do nich zwrócić, oni chętnie pomogą. Byłam już wtedy na tyle świadoma, że wiedziałam, że ich dobre chęci nie są bezinteresowne, a od wszelkich kontaktów z nimi należy się trzymać z daleka. Później były jeszcze inne sytuacje, próby wyciągania informacji o naszej działalności. Podsyłano nam takie ucha. A to raz na spotkanie młodzieży wysyłali jakiegoś studenta, którego też inwigilowali i wymuszali na nim współpracę. Po moich przejściach w pewnym momencie to już sama zaczęłam robić przesłuchanie. Pytałam o różne rzeczy związane z Cerkwią, rodziną, znajomościami, aż w końcu sami interesanci się przestraszyli i więcej nie przychodzili na nasze spotkania.

(fragment wywiadu z Ireną Dudycz-Hunczak, przeprowadzonego przez Natalię Szpytko i opublikowanego w czasopiśmie “Arche. Wiadomości Bractwa” 1/2024).

Tekst został opracowany na podstawie materiałów zdobytych w ramach realizacji zadania publicznego “Publikacja albumu pamiątkowego z okazji jubileuszu 45-lecia Bractwa Młodzieży Prawosławnej w Polsce”, finansowanego przez Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego.